piątek, 26 listopada 2010

Naiwna tęsknota

Późne popołudnie. Oprószone warstewką chłodu i wszechobecnym o tej porze dymem z centralnego ogrzewania (a to Polska właśnie, podobno żaden kraj w cywilizowanej Europie nie pachnie o tej porze roku w ten sposób). Czuję lekką błogość - kurnik z zadziobującymi się ptakami oddalił się o całe galaktyki, no bo wreszcie jest weekend. W domu cicho i spokojnie. Pogłaskuję brzuch, który coraz bardziej widać. Tylko mój (trochę zbyt mądry pięciolatek) co chwila zadaje niespokojne pytanie: Mamo, kiedy przyjdzie tata? Po moim -nastym nie wiem, wypala z grubszego kalibru: Ale jak możesz nie wiedzieć? Przecież jesteś kobietą taty i powinnaś wiedzieć, kiedy wróci. Tak wprost, krótko i treściwie. Bez zbędnego myślenia i dochodzenia do jądra sprawy. Po prostu przedstawił stan rzeczy. Jestem dumna. Najbardziej z tego, że mój syn wie, że jestem kobietą, w dodatku jego ojca. I tęsknię do takiej prostoty, oczywistości i bycia blisko siebie. Tęsknię jak w tym wierszu: Było raz dziecko zabawne i tłuste, umarło i nie ma go nigdzie. I jeszcze, że płacze nocami w kominie, że je zapomniano, zgubiono, a jego miejsce zajęła jakaś niedobra kobieta... Nie jestem niedobrą kobietą, ale zbyt często i zbyt wiele widzę. Jestem zmęczona, mój wewnętrzny zakład radiologii prześwietla ludzkie motki i śledzi, w co też grają ludzie. Chcę na chwilę być znów na początku drogi i zadawać naiwne pytanie: Po co jest życie mamo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zaznacz swoją obecność...