czwartek, 4 listopada 2010

Jestem leniwiec, wiszący leniwiec

Lenistwo to nasza druga natura. Jeśli świat zostawiłby nas w spokoju, to zawiślibyśmy sobie jak pewne sympatyczne zwierzątko (uzupełniwszy przedtem zapasy białka)i zapadlibyśmy w głęboki letarg. Hmm... no dobra. Osobiście zjadłabym, a potem zawisła i odpłynęła gdzieś za myślowy horyzont. Ale mam jedno najlepsze na świecie usprawiedliwienie. To tylko, a może aż, ciążowe hormony wpływają lekko hamująco na wolę działania i procesy myślowe. Coś kiełkuje gdzieś w głębi mózgu, ale już na starcie traci impet, wypala się. Myśl zawisa sobie w niebycie i pozostaje niedokończona jak gest Adama na fresku Stworzenia... Tylko myśl i Stwórca. No tak znów ratuje mnie ironia. Otępienie, które ogarnia kobietę na początku ciąży jest prawie upokarzające. Istota o ciętym języku, jako takiej inteligencji i poczuciu humoru przeistacza się w bezkształtnego obcego z napadami wrzaskliwej histerii i łzami na zawołanie, z najgłupszych powodów. Stan błogosławiony czy głuposławiony? Nie wiem. Na szczęście pierwszy trymestr dobiegł końca, a ja zgodnie z cudowną regułką (znalezioną w internecie) zaczynam być znów miła dla mojego partnera. Zaczynam też pod warstwami skóry obcego poznawać samą siebie. Co jest paradoksalne, ponieważ lekko obrastam ciałem tu i ówdzie (na szczęście to normalny objaw). Zaczynam powrót do normalności (kolejny paradoks), a ten wpis to zawsze jakiś początek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zaznacz swoją obecność...