Chyba się uzależniam. Od tego gadania sama ze sobą. Po dłuższej przerwie zaczynam odczuwać lekki niepokój. Takie zewnętrzne mrowienie skóry, jakby drobne odpryski innych ludzi, ich słów i zachowań przykleiły się do mnie i zaschły w twardą skorupę. Pora więc na zrobienie porządków. Odkleję ten cały namuł kawałek po kawałku i poczuję się lżejsza.
Konwenanse są dla ludzkości prawdziwym wybawieniem. Co zrobilibyśmy bez ugrzecznionych rozmówek o pogodzie, ostatnich zakupach lub wizycie u lekarza? To takie uniwersalne wypełniacze czasoprzestrzeni, pozwalające na utrzymanie iluzji, że wszystko z nami w porządku. Płynna maź wypełniająca odległości między ludźmi i stwarzająca budujące wrażenie, że coś nas z nimi łączy. To dla mnie jedno z największych wyzwań: przez cały długi dzień wysyłać i odbierać takie zafałszowane komunikaty i mimo to pozostać sobą, nie odczuwać wobec siebie niesmaku, pozostać blisko siebie i tych na których naprawdę mi zależy. Dobra bozia wbudowała mi chyba jakieś wewnętrzne sensory, ponieważ gdy tylko za bardzo się oddalę, zaczynam źle się czuć fizycznie i psychicznie. Trochę przypomina to kaca. Chcę wtedy za wszelką cenę wszystko wyczyścić, wyprostować i wypolerować. Rozmawiać i płakać, krzyknąć, przytulić, albo trzasnąć drzwiami, żeby za chwilę wrócić. Tak,żeby móc popłynąć dalej, bez brudnej piany, ścieków i błota. Tak nasze dusze zdecydowanie maja coś wspólnego z wodą. Jeśli w ogóle mamy jakieś dusze...
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dusza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dusza. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 23 września 2010
poniedziałek, 15 lutego 2010
Cud niepamięci
Jak dobrze, że nasza pamięć okazuje się czasem tak nietrwała. Jak dobrze, że ból i cierpienie z czasem bledną i zacierają się. Można żyć i nie pamiętać.
Męczy mnie dziś jedna kwestia: Jak przytulić swoją duszę? Czy można to jakimś sposobem zrobić? Moje ciało, mimo przeżytego wstrząsu, ma się ogólnie nieźle. Gorzej z duszą, która chyba próbuje dać mi znać, że coś jest nie tak. Nie przywiązuję wagi do snów, nie analizuję ich, raczej nie próbuję ich interpretować. Ale ten z minionej nocy był tak wyraźny i ostry. Obudziłam się z mocnym przeświadczeniem, że muszę go zapamiętać. Wyśniłam mały biały domek (dworek, pałacyk) na zielonej pustej łące. Absolutna pustka i samotność. Jakoś niespecjalnie się bałam i weszłam do środka, przekonana, że wchodzę do... siebie. W środku też biało. Ściany, podłoga w tym samym kolorze i całe mnóstwo luster. Zaczęłam czegoś szukać w olbrzymiej szafie. Skrzętnie unikałam patrzenia w lustra, nie chciałam w nie patrzeć. To było jednak nie do uniknięcia. w końcu popatrzyłam w twarz sobie? I przeraziło mnie, to, co zobaczyłam. Pociągła, zapadnięta twarz, podkrążone oczy i strach. A potem przerażona krzyknęłam. Nie wiem, jak to możliwe, ale widziałam mój lecący w powietrzu wrzask. Nie umiem go teraz opisać...
Wnioskuję Wysoki Sądzie, że moja dusza gdzieś się zagniotła, coś ją przydeptało, kazało jej zwinąć się w kłębek. Chcę ją teraz przytulić, rozprostować, wygładzić wszystkie załamania i fałdki. Tylko, chyba nie wiem jak...
Męczy mnie dziś jedna kwestia: Jak przytulić swoją duszę? Czy można to jakimś sposobem zrobić? Moje ciało, mimo przeżytego wstrząsu, ma się ogólnie nieźle. Gorzej z duszą, która chyba próbuje dać mi znać, że coś jest nie tak. Nie przywiązuję wagi do snów, nie analizuję ich, raczej nie próbuję ich interpretować. Ale ten z minionej nocy był tak wyraźny i ostry. Obudziłam się z mocnym przeświadczeniem, że muszę go zapamiętać. Wyśniłam mały biały domek (dworek, pałacyk) na zielonej pustej łące. Absolutna pustka i samotność. Jakoś niespecjalnie się bałam i weszłam do środka, przekonana, że wchodzę do... siebie. W środku też biało. Ściany, podłoga w tym samym kolorze i całe mnóstwo luster. Zaczęłam czegoś szukać w olbrzymiej szafie. Skrzętnie unikałam patrzenia w lustra, nie chciałam w nie patrzeć. To było jednak nie do uniknięcia. w końcu popatrzyłam w twarz sobie? I przeraziło mnie, to, co zobaczyłam. Pociągła, zapadnięta twarz, podkrążone oczy i strach. A potem przerażona krzyknęłam. Nie wiem, jak to możliwe, ale widziałam mój lecący w powietrzu wrzask. Nie umiem go teraz opisać...
Wnioskuję Wysoki Sądzie, że moja dusza gdzieś się zagniotła, coś ją przydeptało, kazało jej zwinąć się w kłębek. Chcę ją teraz przytulić, rozprostować, wygładzić wszystkie załamania i fałdki. Tylko, chyba nie wiem jak...
Subskrybuj:
Posty (Atom)