środa, 14 lipca 2010

Czarne owce

Zapiekłość i pamiętliwość to chyba "najbarwniejsze" cechy naszego polskiego charakterku. Ach, jak my uwielbiamy mieć kogoś do nienawidzenia. Jak nie Ruski, przed którym trzeba się mieć na baczności, to znów Szwab, który żadnemu z nas nie będzie pluł w twarz. Ten jest wtyczką Rosjan, tamten za bardzo podlizuje się Angolom. A tak w ogóle to nad naszym pięknym i niemałym krajem latają samoloty obcych mocarstw i rozpylają podejrzane substancje, powodujące ulewne deszcze, a w dalszej kolejności powódź. Spiskowe teorie to również nasza specjalność. I jeszcze narodowa głupota i brak krytycyzmu. Jesteśmy lekko ześwirowanym stadkiem owieczek, które pod milutkim futerkiem ukrywają ostre wilcze kły i tylko czekają, żeby je zatopić w jakimś świeżym mięsku. Bez refleksji, bez chwili zastanowienia, bez szemrania. Bo kazali... Pani w szkole, ksiądz proboszcz, prezes itd. Uwielbiam czarne owce. Te, które mylą drogę, wloką się na samym końcu, albo wybiegają do przodu. Nie dają się spędzić w zbitą masę, nie boja się kija, ani psa. Od paru lat przechodzę przemianę z grzecznego zwierzątka w owcę - outsiderkę (ha, ha, ha!). To długotrwały i bolesny proces, ale bardzo się staram, a poczynione postępy sprawiają, że gęba sama mi się uśmiecha. Cieszy mnie jeszcze coś - każda czarna owca jest inna, nie ma dwóch takich samych egzemplarzy. Pozdrawiam wszystkich na peryferiach stada, choć sama jestem hmm... na razie szara.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zaznacz swoją obecność...