sobota, 27 lutego 2010

Czas zmian

Zwalniam, zwalniam, po całym męczącym tygodniu wypełnionym roboczogodzinami. Porządkuję głowę, próbuję rozsupłać psychikę, która przypomina splątany kłąb włóczki. To, co napiszę nie będzie szczególnie odkrywcze. Nie nadaję się do tej pracy. Poprawka, nie nadaję się do pracy wśród tych ludzi, z tymi ludźmi. Genetycznie zakodowane poczucie obowiązku nie pozwala mi na bylejakość, kombinowanie, lenistwo, spóźnianie się. Nie interesują mnie plotki i ploteczki. Nie mam ochoty na wchodzenie w skomplikowaną sieć powiązań i klik. Nie chce mi się zastanawiać, z kim warto mieć dobre układy. Nie chcę szukać odpowiedzi na pytanie, w co oni grają. Niestety, w zawodzie, który wykonuję, trudno jest stanąć z boku i po prostu robić swoje. Nie mam koleżanek, ani tym bardziej "pracowych" przyjaciółek. Odpracowuję swoje i zmykam. Do innego, normalnego życia... Próbuję się zahartować na to wszystko i pogodzić z faktem, że poza zmianą pracy niewiele mogę zrobić. Po 10 latach dochodzę chyba do finiszu. Nic więcej tu nie osiągnę, nie awansuję, nie dostanę lepszej pensji... Te wszystkie argumenty mają przekonać mnie samą, iż nadszedł czas na zmiany. Dość kurnika i gdaczącego stada, nie będę jeszcze jedną bezmyślną i ślepą babą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zaznacz swoją obecność...