poniedziałek, 22 lutego 2010

Magiczny wiek

Coraz częściej zdarza mi się doceniać mój wiek. Patrzę na zwichrowane nastki i... nie chcę mieć znów 17 lat i przechodzić od początku wszystkich tak zwanych szaleństw młodości. I nie mam na myśli szaleństw seksualnych, bo w tym obecne siedemnastolatki są nie do pobicia, tylko wewnętrzny spokój i przekonanie, że mówiąc banalnie, jest dobrze. Ten spokój odbija się również w podejściu do związków damsko-męskich. Jestem w stanie "wyjść poza", stanąć z boku i obserwować siebie i mężczyznę. Nie czuję już potrzeby oddania całej siebie, złożenia w ofierze na "ołtarzu miłości" i rozpłynięcia się w tej drugiej osobie. Nie muszę znać każdej jego myśli, ani rozszyfrowywać gestów. Nie muszę nim oddychać. Margines osobistej wolności, obszar, gdzie jestem sama ze sobą, jest mi po prostu niezbędny. Przez wiele lat broniłam się przed przyznaniem do tego, że prócz zaufania w związku najważniejsza jest właśnie wolność. Nie jest to wcale równoznaczne z dawaniem przyzwolenia na skoki w bok, czy inne temu podobne sprawy. Zgoda na istnienie tej sfery, zaakceptowanie bycia sam na sam ze sobą, dają mi energetycznego "kopa". Pchają mnie do robienia planów na przyszłość, pisania, dbania o siebie. Mam szczęście, że trafiłam na faceta, który chciał się uczyć tego razem ze mną. Choć nie powiem, że było łatwo. Ale robiąc bilans zysków i strat, dochodzę do wniosku, że było warto. Fajnie mieć 36 lat!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zaznacz swoją obecność...