środa, 3 lutego 2010

Mechanizm doskonały

Jestem sobie doskonale działającym i sprawnym urządzeniem. Czuję się jak dobrze zaprogramowana maszynka. Tu zębatka, tam sprężynka, mały akumulatorek serca, obwody scalone połączeń nerwowych, procesorek mózgu. Tak, procesorek, nie procesor. Ogłupiająca codzienność robi ze mnie automat z malutkim procesorkiem. Mój mózg kurczy się do mikroskopijnych rozmiarów, a dusza ulatuje przez czubek głowy. Przynajmniej tak to sobie wyobrażam. Działam zadaniowo, według uporządkowanej listy i spełniam kolejne obowiązki. Odmianę czasowników modalnych mam opanowaną do perfekcji: muszę, powinnam, nie wolno mi. Pod koniec dnia czuję się już tak pusta i pozbawiona nawet przebłysków wewnętrznego życia, że chcę krzyknąć: niech ktoś to zatrzyma, ja wysiadam! Refleksja przychodzi nad kolejnym mytym talerzem. Potem trzeba mi mniej więcej dwóch godzin, żeby przywrócić moim myślom ich naturalny bieg, żeby zacząć znów MYŚLEĆ. Tylko, że wtedy jest już dosyć późno, trzeba (znów!) pomyśleć o śnie. A jutro powtórka z rozrywki... I tak aż do piątku. Ha! Jedna wiadomość, którą mimochodem usłyszałam, rozpaliła w mym sercu iskierkę nadziei. Podobno telewizja publiczna grozi strajkiem. Może jakaś karząca ręka sprawiedliwości rozgoni w końcu to całe towarzystwo? Zawsze można mieć nadzieję...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zaznacz swoją obecność...