sobota, 13 marca 2010

Boska opatrzność

Pan Bóg nas nie rozpieszcza. Napisałam to zdanie i zastanowiło mnie, że wciąż piszę "Bóg" wielką literą. Zostały mi resztki szacunku wpojonego w dzieciństwie czy też zwyczajnie boję się zemsty boskiej opatrzności? Przeczuwam, że ma tak wielu ludzi i nie jestem tu jakimś specjalnym wyjątkiem. Kiedy wszystko układa się w miarę dobrze, praca daje się znieść, mam z kim porozmawiać, choroby i nieszczęścia dają od siebie odpocząć - prawie zawsze zaczynam odczuwać podskórny lęk. Zaczynam się bać, że ów Bóg w końcu sobie o mnie przypomni. Wyjdzie ze swojej kryjówki (do której czmychnął, bo chwilowo miał dość ludzi, ich modlitw i problemów) i zobaczy, że rachunek mu się jakoś dziwnie nie zgadza. To znaczy, że znów za dużo jest zadowolonych i szczęśliwych. Przejrzy raporty i dopatrzy się, że w życiu tej X jest trochę za spokojnie i zwyczajnie. I postanowi zrobić porządek, sięgnie do podręcznego zestawu nieszczęść i jak nie przypierd... Robię więc ekspresowy rachunek sumienia, wyliczam i tłumaczę się, wyszukuję problemy i powody do bycia niezadowoloną. Nie chcę zostać zauważona... Nie wierzę niestety w Boga, który jest wybaczeniem, miłością i kocha bardzo mnie dziecię swe. Choć może jest trochę prawdy w stwierdzeniu, że mamy takiego Boga na jakiego zasługujemy. Nie wiem, czy gdzieś to przeczytałam, czy samo przyszło mi to do głowy. Podsumowując: udaję niezadowoloną, ale to tylko taka mała crying game.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zaznacz swoją obecność...