środa, 3 marca 2010

Święte krowy

Każdy kraj ma swoje święte krowy. Tylko w Indiach są to prawdziwe krowy i jakie są każdy widzi. W Polsce kult zwierząt świętych i nietykalnych nie jest wprawdzie (tak sądzę) usankcjonowany prawnie, ale całe ich mnóstwo krąży po naszym pięknym kraju. Chronieni immunitetem politycy, urzędnicy, mocno przyklejeni do swoich stołków, nieomylni i wszechwiedzący lekarze, biedni traktujący swoją biedę jako przyczynek do chwały, a nie rezultat braku zaradności i lenistwa. Scenka rodzajowa sprzed kilku dni. Babcia z reklamówką wybiera się na poranne zakupy. Kicha, charczy i spluwa. Z braku chusteczki zawartość nosa wydmuchuje na ulicę. Nic to, daruję jej. Może zapomniała. Tuż za nią wchodzę do sklepu. Babcia robi podjazd do półki z pieczywem i zaczyna się prawdziwa orgia grzebania, wybierania i macania. Oczywiście tą samą ręką, która wcześniej podcierała nos. Wolę nie myśleć, co jeszcze robiła ta ręka... Starszy pan stojący obok nie wytrzymuje i delikatnie (naprawdę delikatnie) zwraca jej uwagę. Babcia okazuje się być mistrzynią towarzyskiej ogłady i dobrych manier, ale tylko przez jakieś trzy sekundy. Najpierw przewrotnie dziękuje starszemu panu, a potem wybucha jazgotem. Wylewa na cały sklep swoje niedowartościowanie i życiowe problemy, swoje poczucie niższości i po prostu chamstwo. Czuje się bezkarna, bo chroni ją przecież glejt podeszłego wieku. Warto zapytać, czy to znaczy, że mamy szanować każdego skurczybyka, tylko dlatego, że przekroczył magiczna granicę siedemdziesięciu lat?
Nie zgadzam się na taką rzeczywistość, protestuję przeciwko tym dziwnym zasadom. Żałuję tylko, że nie złożyłam skargi na lekarza - sadystę. Skutki jego zabiegu czuję do dziś, a nici, które teoretycznie miały być rozpuszczalne, za nic w świecie nie chcą się rozpuścić i zniknąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zaznacz swoją obecność...