czwartek, 25 marca 2010

Imieninki

Żyję w dziwnym świecie, mam teraz na myśli nasz mały światek czyli Polskę i jeszcze mniejszy czyli moją pracę. Plujemy na minioną epokę, ciskamy w nią gromami i krytyką. Krytykują nawet ci, którzy byli dopiero w planie, swoich rodziców oczywiście. Wieszamy psy, a równocześnie nie potrafimy odciąć się od jej idiotycznych zwyczajów. Imieninki, imieninki u chłopczyka i dziewczynki. A konkretnie u państwa dyrektorstwa. Świętowane, rzecz jasna, również w pracy. Skoro imieninki to obowiązkowa zrzutka, nieważne czy ktoś się zgadza, czy nie. Banalne kwiatki już nie wystarczają, jeżeli się podlizujemy to z gestem czyli prezent za kilkaset złotych. A co nam szkodzi. Nieważne, że jesteśmy jak glicerynowy czopek dla niemowląt - miękki i do d... Po prezencie obowiązkowe wymiany czułości - całuski, życzenia szczęścia, pomyślności i spełnienia marzeń wypowiadane z zaciśniętymi pięściami i bez dobrych intencji. Zignorowałam zrzutkę, nie złożyłam życzeń, ani nie dałam buzi. Wezwą mnie czy nie? Każą się tłumaczyć? Będą przesłuchiwać? Udzielą nagany, że nie zaśpiewałam wraz "Łubudubu, niech nam żyje prezes naszego klubu"? Trudno, jakoś to zniosę. Tego szefowania i dyrektorowania jest w moim miejscu pracy dużo za dużo. Tylko tych pracujących jest niewielu. Mam ochotę zaryczeć jak Gargamel: Nie cierpię imieninek! Ale bardziej nie znoszę udawania i chowania głowy w piasek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zaznacz swoją obecność...