piątek, 2 kwietnia 2010

Świąteczna baba

Jestem dziś na wpół "porządną" babą, a na wpół kobietą. Moje pierwsze pół jest porządne, ponieważ, zgodnie z zasłyszaną w radio góralską mądrością, dokonało czynu heroicznego i umyło dokładnie pół okien w mieszkaniu. Owo pierwsze pół pluje sobie teraz w brodę, bo właśnie zaczęło padać. Drugie pół ma w nosie całe te świąteczne ceremoniały: pucowania, szorowania i gotowania. I ma ochotę obchodzić Wielkanoc w łóżku. Stoję więc jedną nogą tu, drugą tam i zastanawiam się nad świątecznym fenomenem i obłędem, który niestety też mnie dotknął. Patrzę sobie przez okno na sąsiadów taszczących 20 kilo cukru i tyleż samo mąki. Boże! Może zbliża się jakaś globalna katastrofa i tylko ja nic o tym nie wiem? Może trzeba kupić te cukier, mąkę, chleb? Tyle że, taki zapas cukru wystarczyłby mi na najbliższe dwa lata... Dobrze, tylko spokój może nas uratować. Jestem w porządku - umyłam okna, wysprzątałam mieszkanie, zaplanowałam obiady na trzy najbliższe dni. Jutro pomaluję jajka, coś może upiekę... Baba stoi twardo, ale tylko na jednej nodze, bo reszta mnie ma ochotę na coś zupełnie innego, nie całkiem zgodnego z naukami tzw. ojców kościoła.
Patrzę na to wszystko z boku i dochodzę do wniosku, że polskie kobiety mają po prostu przechlapane. Żaden normalny człowiek, nawet obdarzony talentem stratega i planujący wszystko miesiąc do przodu, nie jest w stanie przygotować tradycyjnych polskich świąt. Takich jak lansują gazety, tudzież telewizja. Biedne baby urabiają się po pachy, próbując dorównać idiotycznym wzorcom, a potem padają twarzą prosto w żurek, ugotowany na samodzielnie przygotowanym zakwasie. Schluss! Nie będę babą! Tylko jakby tu przegonić te idiotyczne myśli na temat: co jeszcze jest do zrobienia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zaznacz swoją obecność...