piątek, 9 kwietnia 2010

Rodzinna pętla

Nie mogę odpędzić dziś natrętnych wspomnień z dzieciństwa. Wygryzły sobie we mnie otwór i drążą tunele jak korniki w kawałku drewna. Staram się im nie poddawać, nie chcę nowych, pustych korytarzy. Na szczęście nie pamiętam zbyt wiele. Moja pamięć traktuje dzieciństwo dosyć wybiórczo, zaciera przykrości i urazy, szuka dobrych momentów. Cieszę się, że jestem tu i teraz. W zasadzie jestem wdzięczna moim rodzicom, że wpadli na pomysł sprowadzenia mnie na świat, a potem ideę przekuli w czyn. Szkoda, że potem ich zapał odrobinę ostygł i stopniowo malał. W miarę mojego dorastania. Zabrakło powtarzalnej i przez to bezpiecznej codzienności. Nigdy nie było wiadomo, jaką niespodziankę przyniesie kolejny dzień.
Uciekam przed nimi i jednocześnie wiem, że jestem do nich podobna, że wzięłam od nich wielki i skołtuniony kłębek nawyków i przyzwyczajeń. Rozplątuję go od kilkunastu lat, staram się znaleźć moją nić. Czasem widzę, jak trudno jest uwolnić się z tej rodzinnej "pętli" i zrezygnować z bycia kalką swoich rodziców, dziadków i innych protoplastów.
Wychowanie dziecka to jedno z najbardziej wymagających zadań w życiu. Ktoś mądry zauważył, że być może "dzieci zostają nam tylko wypożyczone". Dostajemy je na określony czas, nie są naszą własnością. Szkoda, że nie podpisujemy umowy, w której określone byłyby nasze prawa i obowiązki oraz konsekwencje wynikające z ewentualnego niedotrzymania warunków. Ciekawe ilu ludzi chciałoby w takiej sytuacji mieć dzieci?
Pewnie i tak wielu poddałoby się działaniu feromonów, nie zważając na późniejsze przykrości i zakrzyknęłoby ochoczo:"Chodź Młoda do Młodego, Ojcostwa mi się zachciało".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zaznacz swoją obecność...