wtorek, 9 marca 2010

Marność

Marność nad marnościami i jeszcze raz marność. Tylko proszę bez skojarzeń z trwającym właśnie wielkim postem. To zdanie regularnie przydusza mnie swoją prawdziwością, niezależnie od tego, co pokazuje kalendarz. Nieważne. Wielki post czy inne temu podobne. Jesteśmy tu tylko na chwilę, nie wiemy co za nami, co przed nami. Dostajemy nasze ciało na krótki moment, wygodny środek lokomocji od narodzin do śmierci...
Czasem, kiedy w nagłym przebłysku chwili uświadamiam sobie to wszystko, zaczyna mi brakować oddechu. Czy tylko ja mam ten problem? Wierzący katolicy mają swój raj i piekło, muzułmanie swoją wizję szczęśliwości w niebie, jest też reinkarnacja i nirwana. Do wyboru, do koloru. Niestety nie potrafię nic z tego wybrać. Nie wierzę w powstanie z martwych, zawsze przypomina mi się wtedy obraz Dalego z całym korowodem gnijących i rozpadających się ciał. Nie umiem sobie też wyobrazić, że potem nie ma po prostu nic. A przecież taką możliwość też trzeba brać pod uwagę. Chwilami wydaje mi się, że cały świat, który sobie stworzyliśmy, plastikowa rzeczywistość, która nas otacza, służą tylko zapomnieniu i zagłuszeniu tego bolesnego faktu. Byle nie myśleć, tylko nie rozważać, nie zastanawiać się. Obróćmy wszytko w żart, kupmy jeszcze jeden dom, następny samochód, obejrzyjmy kolejną reklamę, posłuchajmy bełkoczących polityków. Nowy, wspaniały świat. I jakoś niewielu ludzi zadaje pytanie: Jak oswoić śmierć, nieuniknioną śmierć? Jak pogodzić się z nią i zwyczajnie mniej się bać? Dlaczego nie porozmawiać właśnie o tym? czy unikamy tego tematu ze strachu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zaznacz swoją obecność...